ZAPRASZAMY
Pon i Śr  14.00-20.00
Wt i Czw 9.00-20.00

icon fb  icon yt

Wiadomości

WIADOMOŚCI         CZYTELNIA         MEDIA         GALERIA

„Kinh mung Maria” znaczy ”Zdrowaś Maryjo”
Katedra w Ho Chi Minh (dawniej Sajgon)

„Kinh mung Maria” znaczy ”Zdrowaś Maryjo”

Z o. Krzysztofem Malejko SVD, duszpasterzem Wietnamczyków w Polsce rozmawia Ewa M. Małecka.
Wywiad ukazał się w wydaniu "Naszego Dziennika" z dnia 30 lipca 2018 roku.

 

Ewa M. Małecka: Jest Ojciec duszpasterzem Wietnamczyków w Polsce, pełni posługę w ich języku. Jak udało się go opanować?

Krzysztof Malejko SVD: Spędziłem w Wietnamie prawie cztery lata. Uczyłem angielskiego w seminarium w Sajgonie (dziś oficjalnie Ho Chi Minh), a jednocześnie sam chodziłem na kurs językowy na uniwersytecie. Tam, w ramach wydziału nauk humanistycznych, są kursy wietnamskiego dla obcokrajowców, bardzo dobrze zorganizowane.

EM: Wietnam wciąż pozostaje krajem komunistycznym. Czy tamtejsze władze pozwalają na działalność misyjną?

KM: Pozwalają – to za dużo powiedziane, ale, przynajmniej w Sajgonie, tolerują obecność cudzoziemskich księży. Sajgon to wielkie miasto, największe w kraju, z 9 mln mieszkańców, i duże skupisko katolików. Także w okolicy tego miasta, w sąsiedniej prowincji Dong Nai, katolików jest bardzo wielu. Widać to choćby w przestrzeni: dosłownie co kilkaset metrów napotykamy kościół. Chyba częściej niż w Polsce, co było dla mnie sporym zaskoczeniem.

EM: Ilu werbistów jest w Wietnamie?

KM: Około stu siedemdziesięciu, licząc także braci w ślubach czasowych. Mamy tam swoje domy, całą rozbudowaną strukturę. Istnieje niezależna prowincja wietnamska werbistów.

Kandydaci Zgromadzenia Słowa Bożego w Ho Chi Minh

EM: Jak wygląda życie codzienne wietnamskiego katolika?

KM: Jeśli chodzi o zwykłe życie, praktykowanie wiary, chodzenie do kościoła – odbywa się to bez większych przeszkód. Są kościoły, są nabożeństwa, są codzienne Msze Święte. Nie jest to Kościół podziemny, stoją świątynie zwieńczone krzyżami. Rano są zawsze Msze Święte, zwłaszcza w wioskach. Wietnamczycy w ogóle są bardzo pobożni, zawsze jest jakaś grupa ludzi, która przychodzi na Eucharystię codziennie. Na co dzień nie odczuwają prześladowań. Natomiast zdarza się czasami, że władze przejmują tereny kościelne. Również stanowiska w urzędach itp. nie są dostępne dla katolików – przecież oficjalną ideologią jest wciąż komunizm. Jednak od jakiegoś czasu dozwolona jest prywatna działalność gospodarcza, więc można sobie radzić. Jest też wiele firm międzynarodowych dających pracę.

EM: A czy mogą legalnie działać zakony?

KM: Te zakony, które były tam już obecne przed wojną wietnamską, są uznawane przez państwo. Inne – nieoficjalnie tolerowane. Wszystkich zakonów w Wietnamie jest naprawdę dużo, szczególnie lokalnych zgromadzeń żeńskich.

EM: I można legalnie do nich wstępować? Lub do seminariów duchownych?

KM: Tak, jest to legalne. Trzeba zaznaczyć, że w Wietnamie jest bardzo dużo powołań, zarówno do zakonów męskich, jak i żeńskich. Śmiem nawet twierdzić, że jest więcej chętnych niż miejsc w seminarium. Każdy kandydat musi przejść odpowiednie egzaminy, zanim zostanie klerykiem. Wielu niestety odpada i wtedy albo próbują jeszcze raz za rok, albo szukają innego seminarium lub zakonu, albo w ogóle rezygnują i szukają innej drogi życia. Wielu jednak próbuje po kilka razy. Zostać kapłanem to wielki zaszczyt i łaska. Przecież to sam Bóg powołuje. Tak wielu z nich mówi i myślę, że mają rację.

EM: Czy społeczność katolicka, z której się wywodzą, jest liczna? Jaki odsetek Wietnamczyków stanowi?

KM: Katolicy stanowią 7 procent spośród prawie 90 mln Wietnamczyków.

EM: Żyją w skupiskach czy rozrzuceni wśród wyznawców innych religii?

KM: Są takie regiony, gdzie katolików jest więcej. Sajgon, jak już wspomniałem, ma dwie czy trzy dzielnice, gdzie widać ich skupiska. Jest tam też więcej kościołów. Także w regionie przylegającym do miasta.

EM: Czy miał Ojciec okazję odwiedzać ich w domach?

KM: Owszem. Pierwszym pomieszczeniem, w którym się znajdujemy po wejściu, jest pokój gościnny. W katolickiej rodzinie zawsze jest w nim na ścianie ołtarzyk z krzyżem, z obrazami świętych. Bardzo często jest obraz Pana Jezusa Miłosiernego, często też portret św. Jana Pawła II, który jest tam bardzo popularny i czczony. Gdy Wietnamczycy słyszeli, że jestem z Polski, zaraz wspominali Papieża i wyrażali żal, że do nich nie mógł przyjechać. Prócz tego znajdziemy inne wizerunki Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Bardzo rozpowszechnioną modlitwą jest Różaniec.

EM: Prądy sekularyzacyjne, zanik powołań, chęć relatywizowania przykazań – tego wszystkiego, co pustoszy kraje Zachodu, nie zauważał Ojciec wśród Wietnamczyków?

KM: Oni bardzo poważnie traktują swoją wiarę, starają się żyć według niej. Są naprawdę pobożni. Oczywiście, żyją w kraju, gdzie np. aborcja jest dozwolona, często poddają się jej osoby, które nie mają kośćca moralnego opartego na nauce Kościoła. Katolicy są świadomi, że aborcja jest zabójstwem, że nie wolno jej przeprowadzać.

EM: Jednak Wietnam, po latach narzucanej przez państwo „polityki dwojga dzieci”, ma bardzo wysoki wskaźnik aborcji, według różnych raportów od 20 do 40 procent ciąż kończy się tak tragicznie. Czy spotkał tam Ojciec rodziny wielodzietne?

KM: Klerycy, z którymi się zetknąłem, dziś ludzie 25-30-letni, pochodzili przeważnie z takich rodzin. Mieli po pięcioro, sześcioro, nawet dziesięcioro rodzeństwa. Ale u młodych małżonków, których poznałem w miastach, rzeczywiście widziałem tylko jedno, dwoje, najwyżej troje dzieci. Widziałem też cmentarze ofiar aborcji. Wydzielone części ogólnych cmentarzy przeznaczone dla tych dzieci. Poznałem księdza, który zajmuje się ich pochówkami. On właśnie zaprowadził mnie na cmentarz i pokazywał te groby.

EM: Czy szpitale wydają ich ciałka? Kto je zabiera?

KM: Powiem o jednym przykładzie: rodziny katolickie z jednej z wiosek na północy Wietnamu jeździły po szpitalach i prosiły o wydanie im ciałek dzieci, żeby je pochować.

kmalejko wywiad02Wietnamka przygotowująca groby dla nienarodzonych dzieci

EM: A Wietnamczycy, którzy nie są katolikami, przeważnie są buddystami czy ateistami?

KM: Wielu z nich nie wyznaje żadnej wiary, ale myślę, że około 50-60 procent to buddyści.

EM: W Polsce społeczność wietnamską tworzą ludzie dawno tu osiadli czy wciąż przybywają nowi?

KM: Ten ruch wciąż trwa, przybywają nowe osoby z Wietnamu, choć nie ma już tak dużej fali migracyjnej, jak w latach 90. ubiegłego wieku i na początku XXI wieku. Są to głównie migranci ekonomiczni, którzy swoją przyszłość chcą związać z Polską. Wiąże się to z faktem, że większość Wietnamczyków przybyłych do Polski, przynajmniej katolików wietnamskich, pochodzi z regionu środkowego lub północnego. Część z nich już tu osiadła, oni jakoś się komunikują i przyjeżdżają tutaj do swoich. A tereny środkowego Wietnamu, prowincji Nghe An, są naprawdę biedne. Spędziłem tam jakieś dwa tygodnie, miałem okazję przekonać się o tym. Podobnie jest na północy, w regionie stołecznego Hanoi. Ale najwięcej mamy przybyszy z Nghe An. Dla nich standard życia w Polsce jest zdecydowanie wyższy. Chcą tu pracować, zarabiać pieniądze.

EM: Zamierzają trochę zarobić, wesprzeć finansowo rodzinę i wrócić czy zostać tu na stałe?

KM: Jeśli decydują się tu przyjechać, to z całą pewnością nie na krótko. Trudno powiedzieć, kto zostanie na pięć lat, kto na całe życie. Ciekawe u Wietnamczyków jest to, że zazwyczaj nie myślą tylko o swoim życiu, swoich perspektywach. Myślą od razu o swoich dzieciach. Często świadomie wybierają Polskę jako kraj katolicki. Chcą, żeby ich dzieci tu się wychowywały, żeby jak najszybciej poszły do polskiej szkoły, zintegrowały się z polskimi rówieśnikami. Poznałem też rodziny, którym w Wietnamie dobrze się powodziło materialnie. Kiedy pytałem, dlaczego zatem wyjechali z kraju, odpowiadali, że nie chcą, aby ich dzieci wychowywały się w systemie komunistycznym. Dlatego wybierają kulturę zachodnią, w której chcą żyć i wychować swoje dzieci.

EM: Pełni Ojciec posługę w Werbistowskim Centrum Migranta Fu Shenfu. Jak wygląda działalność tego ośrodka?

KM: Wspieramy tych ludzi na trzy sposoby: po pierwsze, dzięki naszym wolontariuszom zapewniamy bezpłatną naukę języka polskiego. Po drugie, pomagamy w wypełnianiu dokumentów urzędowych. Po trzecie wreszcie, zapewniamy opiekę duszpasterską. Jest nas dwóch, ks. Józef Thêm, Wietnamczyk, i ja. W Warszawie, w kościele pw. św. Jadwigi Śląskiej na Żeraniu, oraz w kościele św. Stanisława Kostki w Mrokowie w każdą sobotę i niedzielę odprawiamy Mszę Świętą po wietnamsku. Prócz tego udzielamy sakramentów: spowiedzi, chrztu, błogosławimy też śluby, prowadzimy katechezy.

EM: Ile osób korzysta z tej posługi?

KM: Tych, którzy regularnie przychodzą na Eucharystię, jest około trzystu osób.

EM: Czy Wietnamczycy w Polsce kultywują tutaj własne święta, zwyczaje?

KM: Oprócz świąt obecnych w Kościele powszechnym, największą uroczystością, którą co roku wspólnie obchodzimy, jest Dzień Modlitw za Kościół w Wietnamie, 24 listopada, we wspomnienie 117 męczenników wietnamskich. Zapraszamy wówczas biskupa na uroczystą Mszę Świętą. Teraz właśnie staramy się o sprowadzenie relikwii jednego z tych świętych, Andrzeja Nguyen Kim Thonga. Poprosiliśmy o ich pozyskanie wietnamskich werbistów, którzy już je otrzymali i niedługo mają nam przekazać. Tak się składa, że w Kościele wietnamskim trwa właśnie rok im poświęcony z okazji 30. rocznicy kanonizacji, której dokonał Jan Paweł II w 1988 roku. 24 listopada zamierzamy uroczyście wprowadzić relikwie do kościoła św. Jadwigi. Przedtem przez dziewięć tygodni, co niedziela, będziemy odprawiać nowennę za wstawiennictwem świętych męczenników. Zachęcamy oczywiście wszystkich do włączenia się we wspólną modlitwę za Kościół w Wietnamie, cały naród wietnamski i wietnamskich migrantów, którzy żyją w Polsce.

EM: Dziękuję za rozmowę. 

kmalejko wywiad04O. Krzysztof Malejko SVD